Ciągle w drodze Nie boję się marzeń Trzeba seks uprawiać Intymna strona seksu Seks, szczerość i prawdziwa miłość Kochaj i rób, co chcesz Alchemik dusz i serc Dziecko świata Niezupełnie o alchemii Jestem kobietą Zdepczesz lwa, węża i smoka Prorok New Age Drogę dyktują sny Niech żyją szaleńcy Wszystko jest prostsze, niż myślałem Baśnie, które leczą O Paulo Coelho inaczej Każda kultura ma swoje korzenie i skrzydła W ślad za znakami W ślad za snem Wszystko zmienisz w złoto? Alchemik słów

Zdepczesz lwa, węża i smokaRenata Arendt-Dziurdzikowska, Zwierciadło, sierpień 2000

W swoich książkach mówisz: miejcie oczy i uszy otwarte, podążajcie za znakami. Ale czym są znaki? Gdzie ich szukać?

Znaki to litery alfabetu każdego z nas, dane nam, abyśmy mogli porozumiewać się z Bogiem. Moje znaki nie są takie same jak twoje. Ale to ciekawe, że ilekroć mówię o znakach, wszyscy rozumieją, o co chodzi. Gdy zaczynamy uczyć się języka znaków, musimy liczyć się z tym, że będziemy się mylić, jak w trakcie nauki każdego języka. Ważne, by rozwijać w sobie intuicję, która ułatwia porozumiewanie ze światem. Gdy coś nam się przydarza mamy intuicyjne wrażenie, dokąd zaprowadzi nas nasze wrażenie, dokąd zaprowadzi nas nasze działanie. Intuicja zawsze podpowiada właściwie, tylko nie zawsze chcemy jej słuchać.

Co może być znakiem? Spotkany człowiek, przeczytana książka?

Wszystko może być znakiem, ale naturalnie nie wszystko jest znakiem. Gdy będziemy uczyć się odcyfrowywać znaki, staniemy się mistrzami w tej dziedzinie.

Wyobraź sobie, że przychodzi do ciebie młody człowiek i mówi: Moje życie jest bez sensu, chcę je zmienić, ale nie wiem, od czego zacząć.

Powiedziałbym mu: musisz zrobić pierwszy krok.

W jakim kierunku?

Zrób coś, co natchnie cię entuzjazmem. Każda decyzja jest bardzo indywidualna. Ale kluczem jest entuzjazm. Powiedziałbym: miej odwagę zrobić jakieś szaleństwo. Nie bój się.

Jakie były twoje znaki?

Mnóstwo ich było.

To może inaczej - które z wydarzeń twojego życia byty ważne, przełomowe, zmieniły cię?

Miałem osiem lat, gdy uświadomiłem sobie, że żyję. To bardzo dziwne uczucie, myślę, że każdemu się ono przydarza. W ogrodzie, wieczorem, świecił już księżyc, a mama grała na pianinie jakiś utwór Szopena. I wtedy nagle pomyślałem - o rety ja żyję! Jestem otoczony ludźmi! To było jak wielka niespodzianka. Ważny był pierwszy pocałunek, bo wtedy zrozumiałem, że nie jestem odrzucony. Przełomowa była pielgrzymka do sanktuarium w Santiago de Compostela.

Przypomnijmy - przeszedłeś wówczas samotnie pieszo 830 kilometrów z Francji do Hiszpanii drogą średniowiecznych pątników. Co stało się na tej drodze?

Zrozumiałem, że mądrość to nie jest gromadzenie wiedzy. Mądrość to otwarcie na moment obecny. Przed pielgrzymką miałem się za intelektualistę. Myślałem, że intelektualiści to wybrańcy, elita. Ale zrozumiałem, że wcale tak nie jest, że ludzie zwykli mają nam bardzo dużo do powiedzenia. Elity starają się stworzyć świat dla wybranych. W czasie pielgrzymki dokonała się we mnie ogromna zmiana. Zwróciłem się przeciw elitom. Wtedy właśnie napisałem swoją pierwszą książkę Pielgrzym. I postanowiłem, że będę pisarzem.

Twoje życie to gotowy scenariusz kilku filmów. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych jako hipis przemierzyłeś tysiące kilometrów. Miałeś doświadczenia z narkotykami. Byłeś buddystą. Trafiłeś do sekty satanistów, a nawet do więzienia.

Jako młody człowiek chciałem być pisarzem. Ale rodzicie powiedzieli, żebym wybił sobie to z głowy, bo przecież nikt, prócz wielkich sław, nie żyje z literatury Upierałem się, więc na trzy lata zamknęli mnie w klinice psychiatrycznej. Miałem 17 lat. Pamiętam dzień, w którym postanowiłem stamtąd uciec i stanąć twarzą w twarz ze wszystkimi wyzwaniami. Także dzień, w którym wyszedłem z więzienia dosłownie sparaliżowany tym, co mi się przydarzyło. Powiedziałem sobie - już dosyć, muszę wrócić do normalnego życia. Dni, w których zaczynałem wszystko od nowa, było w moim życiu wiele.

Czy w tych ważnych momentach czułeś, że jesteś kierowany, chroniony? Czy wręcz przeciwnie - czułeś, że jesteś sam?

W każdej chwili jestem kanałem boskiej energii. Cały świat nim jest. W czasie pielgrzymki do Santiago miałem ważny sen. Mam zwyczaj modlić się słowami Psalmu 91 - podepczesz lwa i podepczesz węża. W psalmie ta parafraza wraca dwa razy Pewnej nocy śniło mi się, że deptałem lwa, węża, ale także smoka. Gdy się obudziłem, zacząłem porównywać swój sen ze słowami psalmu, w którym nie ma mowy o smoku. Tego dnia odkryłem inne tłumaczenie Biblii, w którym była mowa o deptaniu lwa, węża i smoka. A więc tłumaczenie, które miałem, było niekompletne. Wtedy zrozumiałem, że ten psalm ma dla mnie, dla mojego życia, znaczenie symboliczne.

To był sen mocy?

Ochrony. Na drodze do Santiago odkryłem jeszcze coś - dotarto do mnie z całą mocą, że najważniejsze, co powinniśmy robić, to koncentrować się na tym, co tu i teraz, nie myśleć o przeszłości. Jeśli zanadto wracamy do wspomnień z przeszłości, mogą nam one zaszkodzić w teraźniejszości. Staram się czuć w sobie pustkę. Tak jest najlepiej.

W każdym momencie możemy być czystą tablicą?

Tak, białą kartką. Właśnie dlatego możemy się zmieniać. Jeśli natomiast jesteśmy przymocowani do przeszłości, to ona nas wiąże i nie możemy się zmienić, otworzyć na nowe. Oczywiście, że ja to jestem ja i moje przeżycia, ale nie mogę cały czas myśleć o tym, co przeżyłem.

W wywiadzie rzece, udzielonym francuskiemu dziennikarzowi Juanowi Ariasowi, mówisz dużo o ludziach, którym wiele zawdzięczasz. Co było najważniejsze życzliwość, wsparcie czy pieniądze, które od nich otrzymywałeś?

Wszystko było ważne. Ale - jak śpiewa Paul McCartney - wszyscy potrzebujemy miłości. Najważniejsze co dostałem, to miłość, bo miłość sprawia, że się zmieniamy. Najwięcej miłości dostałem od mojej żony Christiny, z którą jestem już 21 lat. Ona jest bazą, ciągłym wsparciem. Jej miłość wyraża się w bardzo różny sposób. Gdy czuję się zagubiony, ona mówi mi właściwe stówo. Gdy staję w obliczu nieprawdopodobnego piękna, ona czuje to samo - i mam je z kim dzielić. Dzielić piękno to niezwykle ważne, bo niewielu ludzi pojmuje, czym jest piękno.

Wiem, że jesteś hojny. Obdarowujesz innych.

Oddaję tylko to, co dostałem - dużo dostałem, więc dużo daję. Musimy odwzajemniać dobre rzeczy.

Wiele razy upadałeś. Czy porażki niszczyły cię czy wzmacniały?

Wzmacniają zawsze pod warunkiem, że nie widzimy siebie jako ofiary tego zdarzenia. Przez sześć lat byłem dyrektorem artystycznym w brazylijskich filiach koncernów płytowych CBS i PolyGram. I nagle - zostałem zwolniony Pojąłem wtedy, że otwierają się przede mną nowe horyzonty, mam szansę pójść w kierunku mojej własnej Legendy - pisania. Pomyślałem: Życie daje mi kolejną szansę, a ja jej potrzebuję. Wielkie cierpienia związane z miłościami prowadziły mnie do mojej obecnej miłości, do mojej żony. Gdy opublikowałem Alchemika w Brazylii, wydawnictwo nie sprzedało książki. Wydawca powiedział, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. I wtedy znalazłem innego wydawcę - i ta współpraca w tamtym czasie okazała się bardzo dobra.

A sukces? Zmienił cię?

Jako nastolatek napisałem wiersz, który spodobał się moim przyjaciołom. To był sukces. Wiedziałem, że nigdy nie będę silnym fizycznie mężczyzną, sportowcem. I raptem zrobiłem coś, co spotkało się z akceptacją. Kiedyś poszedłem na stadion piłkarski, gdzie było 150 tysięcy ludzi. I uświadomiłem sobie, że płyta, na którą napisałem muzykę, sprzedała się w 150 tysiącach egzemplarzy. Patrzyłem i myślałem, ile ludzi słucha mojej muzyki.

100 milionów ludzi przeczytało twoje książki. Jaki to rodzaj satysfakcji?

Ten sukces otworzył mi drzwi. Mogę spotkać się z ludźmi, których inaczej nie mógłbym spotkać. Mogę udać się do miejsc, do których nigdy bym nie dotarł. I nigdzie nie czuję się obco.

Pracujesz otoczony białymi, pustymi ścianami. W twoim domu w Rio de Janeiro prawie nie ma mebli. Dlaczego?

Kiedyś mój dom był zupełnie inny, hipisowski, pełen rzeczy, wspomnień. Ale zrozumiałem, że chcę być pusty wewnętrznie, to znaczy oddzielony od przeszłości i przyszłości. Uważam, że nasze otoczenie powinno odzwierciedlać to, jak się czujemy w środku. Dlatego mój dom jest pusty, nie ma żadnego bałaganu. Nie ma nawet papierów. Mam komputer, więc wszystko jest na dysku.

To pomaga w skupieniu?

W otwarciu się, w doświadczaniu przestrzeni. I pustki. To, co najważniejsze, dzieje się teraz. Jesteśmy panami swojego losu.

 

Powrót - artykuły i wywiady