Ciągle w drodze Nie boję się marzeń Trzeba seks uprawiać Intymna strona seksu Seks, szczerość i prawdziwa miłość Kochaj i rób, co chcesz Alchemik dusz i serc Dziecko świata Niezupełnie o alchemii Jestem kobietą Zdepczesz lwa, węża i smoka Prorok New Age Drogę dyktują sny Niech żyją szaleńcy Wszystko jest prostsze, niż myślałem Baśnie, które leczą O Paulo Coelho inaczej Każda kultura ma swoje korzenie i skrzydła W ślad za znakami W ślad za snem Wszystko zmienisz w złoto? Alchemik słów
Prorok New AgeRaphaelle Rerolle, Le Monde, 28 lipca 2000
Wieczorem 21 maja pod gmachem opery w Teheranie roi się od ludzi. Na widowni znalazły miejsce trzy tysiące osób, a rzesza pozostałych, może 10 tysięcy - tłoczy się na zewnątrz, ciśnie do drzwi, czyhając na echo słów, jakie wypowiada ich bożyszcze. Osobą, która tak urzeka, nie jest gwiazda muzyki pop ani diva operowa, tylko mówca par excellence religijny, co nie dziwi w stolicy, która przez długi czas wydawała się twierdzą integryzmu islamskiego. Człowiek, o którym mowa, przyjmowany jak najbardziej oficjalnie przez irańskiego ministra kultury - nie głosi islamu, ani w ogóle żadnej jasno określonej religii. Brazylijczyk Paulo Coelho (aczkolwiek mieni się katolikiem i wozi ze sobą butelkę wody z Lourdes, pijąc co dzień parę jej kropli) to nade wszystko apostoł osobistej liturgii, wyjątkowo dochodowej. Dzięki uwodzicielskim walorom jego prozy udaje mu się - łatwiej niż jakiejkolwiek religii ponad najściślej strzeżonymi granicami trafiać do serc ludzi jak najdalszych od jego macierzystej kultury.
Krótko mówiąc - mamy do czynienia ze swoistą literacką globalizacją. Dzięki swym książkom, wydawanym w 120 krajach w tłumaczeniu na 45 języków - Paulo Coelho jest jednym z najpoczytniejszych pisarzy świata, i - oczywiście jednym z najbogatszych, choć się tym nie afiszuje. Jego francuska wydawczyni, Anne Carriere, mówi wręcz, że musi go upominać, aby ubierał się “przyzwoicie”. Pismo Lire w numerze z marca 1999 roku przyznało mu drugie miejsce na liście światowych bestsellerowców. Na wielkiej pustyni duchowej końca XX wieku Paulo Coelho stał się kapłanem wiary prostej i nader skutecznej, rzekomo dającej człowiekowi klucz do jego własnej egzystencji. Pozwalającej mu odkryć i utrwalić swą “osobistą legendę”, inaczej mówiąc - los, do którego jest stworzony, ale z winy panującego “konformizmu” dotychczas jeszcze go nie znalazł.
Ani śladu iluminacji u tego siwiejącego 53-latka, który przyszedł na świat w Rio de Janeiro, 24 sierpnia 1947 roku, o godzinie 24.05, jak podaje to jego witryna w Internecie, zapewne na użytek wyznawców astrologii. I ma za sobą najróżniejsze doświadczenia, które niezbyt dokładnie zachował w pamięci. Urodzony w mieszczańskiej rodzinie bardzo rychło okazał się samotnikiem, zamkniętym w sobie. W rezultacie rodzice trzykrotnie oddawali go do zakładu wychowawczego, o czym otwarcie mówi w swej książce pt. Weronika postanawia umrzeć (to jego najnowsze “dzieło” rozeszło się już w 1,5 miliona egzemplarzy i przyczyniło do zmiany brazylijskiego ustawodawstwa, jeśli chodzi o przymusowe kierowanie do zamkniętych zakładów). Był kolejno - urwipołciem, buntownikiem, hippisem, narkomanem, członkiem sekty satanistycznej, tekściarzem wielu rockowych piosenkarzy (wskutek czego, jak twierdzi, ówczesne władze brazylijskie go uwięziły), kierownikiem dyskoteki, bezrobotnym. Jak z tego wynika, jego życiorys to idealny temat dla biografa żądnego sensacji. Coelho nie odrzeka się od przeszłości, żywi natomiast obawy o przyszłość, i tego, jakie cechy biograf mógłby mu przypisać. Stąd bardzo niechętnie odpowiada na pytanie, czy mimo wszystko nie usiłuje sprawować “rządu dusz” w stosunku do swych współczesnych. “Nie chcę niczego wpajać moim czytelnikom i nie sądzę, aby chcieli się uczyć. Chcą tylko być sobą, kształtować swą istotę”.
Autor Alchemika (a jemu to właśnie zawdzięcza swój sukces, w tej książce zawarł kwintesencję swej filozofii) oparł się na zasadzie wyjątkowo chwytliwej: najważniejszy jest nie styl, ani nawet sam autor, tylko rady, jakich udziela, by czytelnik mógł stawić czoło światu z jego błędami i wypaczeniami.
Paulo Coelho, na wpół rozciągnięty na kanapie w apartamencie hotelu Królów Katolickich w Santiago de Compostela - nie chce słyszeć o takiej interpretacji. On - prorokiem? Nigdy w życiu. Ten człowiek żywy, ciepły, sympatyczny - nie ma w sobie nic z klasycznego guru.
Paulo Coelho, często pomawiany o duchowy merkantylizm - gwałtownie odżegnuje się od mistyki w stylu New Age, choć zdradza go używana przezeń frazeologia. Nie przyznaje się też do jakiegokolwiek powinowactwa z autorami utworów, mających na celu “krzepienie serc”, a zaliczanych przez Anglosasów do kategorii “poradników”. On uważa się tylko i wyłącznie za pisarza, autora dzieł, które “uwielbia”. Skądinąd przy każdej okazji powołuje się na podziwianych przez siebie konfratrów, jak - na przykład - Henry Miller, Camus, Borges. Chętnie też mówiąc o swej twórczości, rzuca zdania, zaczynające się od słów: “Jak wszyscy pisarze...” i chwali się, że nigdy nie doczytał Ulissesa, kpiąc z “mistyfikacji”, jaką ponoć obudowano książkę Jamesa Joyce'a, tego pomnika “niebotycznego gadulstwa”, które, jak sądził przez dłuższy czas - tylko on odrzucił.
Jego książki nie proponują jednak takiej sobie zwykłej fabułki. Nawet jeśli są osnute wokół jakiejś historii i bohaterów, jak w przypadku Alchemika czy Piątej góry (dotyczącej proroka Eliasza) - utwory Coelho dostarczają rad, symboli, drogi inicjacyjnej na miarę każdej kieszeni.
Główny bohater sugeruje zalecenia, które wskażą innym, jak podążać stromą ścieżką życia. “Naucz się rozpoznawać znaki, by iść za nimi” - głosi stary król w Alchemiku. Albo w powieści Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam: “Słuchajmy, co mówi dziecko żyjące jeszcze w naszym sercu”. Serce, ten organ odesłany do lamusa, dzięki niemu odzyskuje aktualność (ze szkodą rozumu, przedstawianego jako dodatek cokolwiek przeceniany). Paulo Coelho, który na drodze do Composteli ponoć sam doświadczył “rytuału przejścia”, przyjmuje, że jego książki mogą “służyć jako katalizatory spraw znanych ludziom lecz zapomnianych”. Żadną jednak miarą nie przypisuje sobie władzy nad swoimi czytelnikami. Jak mówi: “Nikt nie ma władzy. Zaznałem dostatecznie dużo wzlotów i upadków, by o tym wiedzieć. Ale każdy ma różne możliwości”.
Każdy człowiek jest ważny, potrzebny, niepowtarzalny. Wykorzystując wspomniane “możliwości” każdy czytelnik Paula Coelho może wstąpić do grona wtajemniczonych, jak czyni to narrator Pielgrzyma i być może, stać się jednym z tych “wojowników światła”, dla których autor zredagował Podręcznik, pełen takich oto maksym: “Wojownik światła zawsze zachowuje się inaczej niż wszyscy” albo “Wojownik światła nie boi się, że go uznają za wariata”. Chodzi o to, aby sprostać oczekiwaniom czytelników. Paulo Coelho, daleki od samotniczego trudu podziwianych przez siebie autorów, wynalazł koncepcję autora-gąbki chłonącego nastroje czytelników. Jak opowiada pewien powieściopisarz: “Kiedyś, w paryskim Salonie Książki wziąłem udział w spotkaniu z nim. Zaczął mówić o literaturze, ale zauważywszy, że audytorium oczekuje czegoś innego, natychmiast zmienił kurs, zbliżając się raczej do wizerunku proroka, jakim widzi go wielu ludzi”.
Kobiety, które stanowią główne grono czytelników Coelho (i w ogóle powieści) - odgrywają zasadniczą rolę w jego książkach, których akcja nigdy nie toczy się w Brazylii. Paulo Coelho, najwidoczniej chcąc trafić do jak najliczniejszych kręgów - uważa, aby nie zwracać się do jednej tylko “parafii”. Jest katolikiem, oczywiście, ale na Boga! - tak, by nikogo nie urazić. Jak oświadcza: “Wierzę w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, ale nie sądzę, aby moja religia była lepsza od innych”. Jego witryna internetowa pt. “Medytacja” przy wtórze Ave Maria prezentuje wizerunki Jezusa, Matki Boskiej, Nossa Senhora Aparecida (patronki Brazylii), świętej Bernardetty, mandali, modlitwy hebrajskiej oraz tajemniczego Kuran Surah. "