Ciągle w drodze Nie boję się marzeń Trzeba seks uprawiać Intymna strona seksu Seks, szczerość i prawdziwa miłość Kochaj i rób, co chcesz Alchemik dusz i serc Dziecko świata Niezupełnie o alchemii Jestem kobietą Zdepczesz lwa, węża i smoka Prorok New Age Drogę dyktują sny Niech żyją szaleńcy Wszystko jest prostsze, niż myślałem Baśnie, które leczą O Paulo Coelho inaczej Każda kultura ma swoje korzenie i skrzydła W ślad za znakami W ślad za snem Wszystko zmienisz w złoto? Alchemik słów

Nie boję się marzeńBartosz Zwierz, Na Żywo, 23 maja 2005

Alchemik słów, współczesny mistyk, hochsztapler, handlarz ezoteryką. Opinie o Paulo Coelho są skrajnie różne. Jednak brazylijski pisarz cieszy się z tego. Woli krytykę niż obojętność. W nowej książce pisze o sławie i złych dziennikarzach.

Po śmierci papieża napisał pan tekst o Janie Pawle II, w którym dziękuje pan za jego pontyfikat. Kim był dla pana polski papież?

Był przykładem konsekwencji w podążaniu własną drogą, wiary we własne przekonania, bez względu na okoliczności. Nigdy nie było papieża, który miałby taki wpływ na ludzi i świat. Karol Wojtyła poszedł wprost do nieba. Kiedy dotarła do mnie wiadomość o jego śmierci, byłem w domu, w górach, słyszałem dzwony okolicznych kościołów. Nie byłem smutny. Bo oto zmarł człowiek, który może być dumny z każdego przeżytego dnia.

W czerwcu przyjeżdża pan do Polski. Może pan zdradzić szczegóły wizyty?

Spotkam się z moimi czytelnikami w Częstochowie, ponieważ chciałbym podziękować Matce Boskiej Częstochowskiej za opiekę i łaskę. Planowałem tę podróż od dawna i mam nadzieję, że wreszcie dojdzie do skutku.

Główny bohater Zahira, podobnie jak pan, jest pisarzem. Pewien człowiek zwraca się do niego słowami: Nie czytałem pana książek, ale nie lubię pana twórczości. Takie historie przytrafiają się również panu?

W życiu obowiązuje prosta zasada: im bardziej ktoś jest widoczny, tym bardziej podlega krytyce. Już dawno nauczyłem się z tym żyć. I doszedłem do wniosku, że nieprzychylne recenzje również są pozytywną reakcją. Gorzej by było, gdyby moje powieści nie wzbudzały żadnych emocji. Obok większości książek, które trafiają do księgarń, przechodzi się obojętnie.

Opisuje pan “Prawo Juante”, według którego im bardziej człowiek stara się pokazać światu, tym bardziej jest za to krytykowany...

To prawo dotyczy każdego, nie tylko pisarzy. Nie można się obawiać krytyki, ponieważ ona jest częścią życia. Jeśli ktokolwiek boi się zrealizować własne marzenia, bo obawia się krytyki, to znaczy, że w ogóle boi się życia, niewiadomej, którą za sobą niesie.

Czytając Zahira, można odnieść wrażenie, że jest pan zmęczony popularnością, dziennikarzami. Naprawdę tak jest?

Aż tak źle ze mną nie jest. Nigdy nie mam dosyć czytelników. Przecież dzięki nim moje życie staje się bogatsze o ich spojrzenie. Jestem zmęczony wywiadami, szczególnie że większość tego, co mam do powiedzenia, zapisuję w książkach. W Zahirze przytaczam nawet pytania, które w kółko zadają mi dziennikarze. Może wreszcie będą wiedzieli, których powinni unikać.

A więc nie ma pan dosyć sławy?

Absolutnie nie! Przecież dzięki niej mam wspaniałe życie. Rozmawiam z panem, patrząc na góry, jutro lecę do Budapesztu spotkać się z czytelnikami. Sława nie jest jednak celem w moim życiu, lecz konsekwencją mojego pisarstwa.

W pana książkach kobiety są zazwyczaj dojrzalsze od mężczyzn. Myśli pan, że one w ogóle są bliżej Boga?

Oczywiście. My, mężczyźni, powinniśmy poznawać kobiecą stronę własnej duszy. Dzięki temu odkryjemy potęgę intuicji, o której często zapominamy.

Zadedykował pan tę książkę żonie. Czy relacje między bohaterami opisał pan na przykładzie własnego związku?

Tak, rzeczywiście początek ich relacji bardzo przypomina moje początki z Christiną. Jednak w momencie, kiedy zaczynają mieć kryzys, nie mogą zdecydować się na małżeństwo i rozstają się, zaczyna się fikcja literacka.

Pana związek nigdy nie przeżywał kryzysów?

Oczywiście, że przeżywał! Gdybyśmy się nie kłócili, nasze małżeństwo byłoby martwe. Pewnie moglibyśmy unikać konfliktów i cały czas udawać, że wszystko jest w porządku, ale małżeństwo jest dla nas ciągłym wyzwaniem.

Czy tak jak bohater Zahira musiał pan kiedyś walczyć o serce kobiety?

Naturalnie! Co prawda nie musiałem walczyć o serce żony (śmiech), ale zdarzało mi się walczyć o serca innych kobiet. Mężczyzna dojrzewa, gdy walczy o miłość kobiety. Bo zaczyna rozumieć, że o najbardziej wartościowe rzeczy w życiu trzeba walczyć.

W tej książce pisze pan o śmierci i o powolnym rozliczaniu się z życiem. Odczuwa pan potrzebę rachunku sumienia?

Jak każdy w pewnym wieku zaczynam patrzeć wstecz, ale wydaje mi się, że nie mam powodów do obaw. Kiedy Pan Bóg spyta mnie, czy kochałem, z czystym sumieniem powiem mu, że tak.

Wierzy pan w życie wieczne?

Głęboko wierzę w życie po śmierci. Ale nie myślę o śmierci, bo wtedy przestanę myśleć o życiu. Wpadnę w niebezpieczną pułapkę. Mam dwie zasady: nie obawiać się śmierci i żyć na całość. Tak jak bohater Zahira, chciałbym mieć na grobie napisane “Umarł żywy”.

Po raz pierwszy pisze pan o pieniądzach. Główny bohater zdradza, że gdy wydaje książkę zarabia pięć milionów dolarów. To tyle, co pan?

Nie wiem dokładnie, ile zarabiam. Pieniędzmi zajmuje się mój agent. Ale proszę tych sum nie brać poważnie. Zarabiam tyle, że żyje mi się bardzo wygodnie. Nic więcej nie powiem (śmiech).

Akcja pana książki rozgrywa się częściowo w Kazachstanie. To zupełnie nowe miejsce w pana twórczości. Odkrywa pan świat na nowo?

Każdego dnia. Jestem zafascynowany kazachską filozofią Tangry, którą opisuję w swojej książce. Ludzie Dalekiego Wschodu rezygnują z wystawności w obcowaniu z Bogiem, posługują się bardzo prostymi środkami wyrazu, dzięki czemu lepiej się z Nim rozumieją. Takie podróże są dla mnie inspiracją.

Może również w Częstochowie znajdzie pan inspirację?

Kto wie... Polska jest dla mnie bardzo ważnym miejscem. Mam tu córkę chrzestną, wielu przyjaciół i bywam u was znacznie częściej, niż myślicie.

 

Powrót - artykuły i wywiady